Już w samym tytule złożyłem tyle obietnic co niejeden polityk :). W artykule podejmę próbę wywiązania się z większości z nich.
Zacznijmy od nazwy guzika atomowego. Tu przyznaję się „bez bicia”, że nie znam żadnej nazwy guzika atomowego. Co więcej, nomen omen, guzik mnie to interesuje. Biorąc pod uwagę, że kilku panów z dużym ego trzyma Świat i siebie w szachu będzie to zapewne coś w stylu „BIG John”. Moje rozważania kierują się bardziej w kierunku guzika antyatomowego. Czy wiecie, jak nazwa się guzik awaryjny ostatniej szansy w elektrowni atomowej? Nazywa się… ale o tym później.
Rozprawmy się z obietnicą wyjaśnienia, co łączy film „Joker” i serial „Czarnobyl”? To wyjaśnię z przyjemnością. Film „Joker” to nowość na ekranach i od razu się przyznam, że jestem jego fanem. Zresztą serialu „Czarnobyl” także, ale nowością jest on „umiarkowaną”. Cóż, pobył trochę na moim backlogu filmów do obejrzenia i się w końcu doczekał. Zresztą artykuł zabawny i mądry zarazem popełnił już Maciej (link tutaj) i zachęcam do jego przeczytania, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście.
Do sedna. Co łączy powyższe produkcje filmowe? Moja intuicja poparta pewną wiedzą podpowiada mi, że mnóstwo kwestii, ale skoncentruję się na dwóch.
Pierwsza to muzyka. Muzyka niepokojąca, mroczna, piękna. Co ciekawe, za obiema produkcjami muzycznymi stoi islandzka autorka Hildur Guðnadóttir. Muzyka doskonale wkomponowuje się w film, chociaż jest delikatna i nigdy nie dominuje nad obrazem. Same ścieżki dźwiękowe także doskonale się bronią (trzeba posłuchać!).
Druga to przejmujące doświadczenia ludzi. W obu przypadkach mamy do czynienia z losami ludzkimi wepchniętymi w machinę przemian od nich niezależnych. Chociaż postać Jokera, genialna rola Joaquin Phoenix’a (koniecznie trzeba obejrzeć!), jest przejmująca do szpiku kości. Nie ma tu żadnych nadprzyrodzonych mocy, mamy tu człowieka z krwi i kości. Człowieka niebywale nieszczęśliwego, z problemami psychicznymi, z którymi nie jest w stanie sobie poradzić. Człowieka, który rozpaczliwie szuka pomocy i znikąd jej nie otrzymuje. A to, że staje się mimowolnym bohaterem rewolucji społecznej, jest istotnym, ale tylko dodatkiem do całej historii.
Wróćmy do wcześniejszego wątku – to jak nazywa się guzik ostatniej szansy w elektrowni atomowej? Otóż, Szanowne Koleżanki i Szanowni Koledzy, nazywa się on… SKRAM. Szok i niedowierzanie? Dowiedziałem się o tym, oglądając ostatni odcinek mini serialu „Czarnobyl” wraz z żoną, która zapytała mnie, czy to ma coś wspólnego z tym, czym się zajmuję :). Brzmi tak samo, ale na tym się kończą podobieństwa. W filmie „Czarnobyl” eksperyment (na produkcji – sic!) był eskalowany bardziej i bardziej, bo w tyle głowy była wiedza, że mamy guzik skram i będzie OK. Ale nie było OK, guzik skram nie zadziałał…
Pamiętam jednak pewną sytuację, która wywarła na mnie duży wpływ. Z zasady proszę o feedback na koniec pracy z każdym zespołem. Otrzymałem wtedy szczerą do bólu i bardzo konkretną informację zwrotną dotyczącą bardzo trudnej sytuacji konfliktowej. Uważałem, że poświęciłem tej sytuacji dużo uwagi. Okazało się, że mogłem konkretne kroki jeszcze wykonać, gdybym tylko spytał o informację zwrotną wcześniej. W naszym codziennym życiu zawodowym nie ma co liczyć na „guzik” skram. Z zasady nie ma takiego magicznego „guzika” i nie warto czekać, aż sytuacja zacznie przypominać tę z Czarnobyla. Trzeba działać szybciej, szybciej i częściej domagać się dla siebie informacji zwrotnej. Tę cenną lekcję zabrałem ze sobą idąc do kolejnych zespołów.
Hey There. I found your blog using msn. This is a very well written article.
I’ll be sure to bookmark it and come back to read more of your useful info.
Thanks for the post. I’ll definitely return.