Ten wpis będzie się nieco różnił od wcześniejszych. No, ale dywersyfikacja jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiła, więc uznaliśmy, że płodozmian może mieć sens również na blogu.
Poza tym nadarzył się nie najgorszy pretekst do chociażby jednorazowego odświeżenia formuły, bo dostaliśmy zaproszenie na imprezę. Impreza, wiadomo: dobra rzecz. W tym wypadku nosiła ona nazwę: forum Biznes IT w Grupie TEB Akademia. Otóż okazało się, że jeden z architektów tego przedsięwzięcia jest wśród czytelników doAgile.pl i w swojej życzliwości uznał prezentowane u nas treści wystarczająco interesujące, by złożyć nam propozycję. Miły człowiek… Tak komuś zaufać po lekturze? Nie żebyśmy się porównywali, ale gdyby takiego kredytu udzielić na przykład Williamowi Burroughsowi, można by się srogo przejechać: niby autor przełomowych dzieł literackich, ale małżonkę – poprosiwszy uprzednio, by postawiła sobie na głowie szklankę z ginem – też potrafił zastrzelić. Nie trafił w szklankę.
Ale tu nie ma być o szklankach, ani pisarzach. Będzie pięć refleksji po wystąpieniu. Zupełnie niezobowiązujących, pozbawionych klucza.
Po pierwsze: Niektórzy urodzili się dla sceny, nawet jeśli nie chcieliby tego przyznać albo nawet jeśli nigdy nie przyszłoby im to do głów. Wymieniać można by długo: Freddie Mercury, David Bowie, Rhianna, Hanka Ordonówna, Tom Araya, Kanye West, Robert Miler, Bogdan Swoboda. Choć znam dwóch ostatnich już jakiś czas, to jednak błysk fleszy uruchamia w nich dodatkowy gen. Przyznam, że byłem zaskoczony. Więc sypcie lajkami, a przekonacie się jeszcze, na co ich stać.
Po drugie: Prezentacje są spoko, ale narracja zawsze ma nad nimi pierwszeństwo. Trochę jak u Conana Barbarzyńcy: stal nie jest tak silna jak ramię, które ją dzierży. Innymi słowy, ciekawe obrazki mogą przykuć uwagę widza, ale gdyby polegać wyłącznie na nich, fiasko jest pewne. Po czasie jestem prawie pewien, że nasza prezentacja mogłaby ograniczać się do jednego slajdu, na przykład ze zdaniem „cześć, miło u Was gościć”. Nie dlatego, że skonsumowaliśmy wiedzę całego zwinnego świata, bardzo nam do tego daleko. Ale dlatego, że mam przyjemność pisywać tu z zawodnikami, którzy o swoich pasjach – na przykład zwinności, ale o muzyce też – mogą godzinami. W takich wypadkach narracja klei się sama.
Po trzecie: Najfajniejsza w tego rodzaju wystąpieniach jest interakcja ze słuchaczami. Oczywiście chodzą po świecie ludzie, dla których źródłem największej ekscytacji jest słuchanie własnego głosu, ale ile można? To pytania audytorium – i, rzecz jasna, jakość odpowiedzi – decydują o tym, czy wystąpienie można uznać za udane. Dane nam było się o tym przekonać nie tylko podczas sesji Q&A wplecionej w wystąpienie, ale również – a w zasadzie: przede wszystkim – podczas rozmów z uczestnikami prowadzonymi już po prezentacji.
Po czwarte: Już wspominałem, że wcale nie uważamy, że skonsumowaliśmy wiedzę całego zwinnego świata. Mi właśnie interakcja ze słuchaczami po raz kolejny uświadomiła, że jest przede mną jeszcze cały wielki świat do zgłębienia. Przykład? Oto przykład: transformacja organizacyjna, scrumy, kanbany, kultura, bla, bla, bla, a tymczasem ktoś chce dowiedzieć się, jak najlepiej konstruować w realiach zwinnej rzeczywistości zapisy umów z dostawcami zewnętrznymi. Trochę się niby na ten temat wie, ale to przecież rozległy i – wbrew pozorom – cholernie interesujący temat.
Po piąte: Nigdy nie zaszkodzi mieć w kieszeni dodatkowy zestaw baterii do mikrofonu.
Grupie TEB Akademia dziękujemy za zaproszenie, a audytorium – za interesujące pytania!